Maciej Kołodziejczyk: Chociażby dla kibiców warto było zostawić serce na parkiecie

 

– Sporą część kibiców zaraziliśmy w ogóle siatkówką, bo niekiedy kibicował nam komplet publiczności. To było dla nas bardzo ważne, ponieważ wiedzieliśmy, że mamy za sobą trybuny – mówi w rozmowie z patronem medialnym naszego klubu trener Maciej Kołodziejczyk. 

– Ostatecznie w tabeli KRISPOL 1. Ligi uplasowaliście się na 3. miejscu, ale 2. było w Waszym zasięgu. Czy w dużej mierze zadecydował o tym brak możliwości rozegrania meczu z Lechią Tomaszów Mazowiecki, z którą do ostatniej chwili wydawało się, że zagracie?

Możemy teraz tylko gdybać o tym. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że do ostatniego meczu rundy zasadniczej będziemy przystępowali po sześciu wygranych z rzędu i w komplecie. Mieliśmy świadomość tego, że prezentowaliśmy dobrą siatkówkę, więc wszystkie znaki na niebie wskazywały na to, że możemy pokusić się o wyjazdowe zwycięstwo. Oczywiście trzeba zaznaczyć, że mieliśmy rywalizować w Tomaszowie Mazowieckim, a gospodarze w swojej hali są niezwykle groźni. Na pewno byłby to trudny mecz i nikt nie powiedział, że zwyciężylibyśmy w nim, choć ja w to wierzyłem, bo wiem, że byliśmy do niego dobrze przygotowani. Koniec końców teraz już tego nie sprawdzimy.

– Uznanie klasyfikacji w sytuacji, w której nie wszystkie drużyny mają taką samą ilość rozegranych meczów, jest sprawiedliwym rozwiązaniem?

– Powiem w ten sposób: Zarząd Polskiej Ligi Siatkówki miał twardy orzech do zgryzienia i każda inna decyzja uderzałaby w kogoś innego. W tym przypadku nam oberwało się nieco mocniej niż innym zespołom, ale osobiście popieram decyzję władz. Nie wyobrażałem sobie tego, żeby rozgrywki mogły być wznowione. Wszyscy widzą, co aktualnie dzieje się w kraju i na świecie. Nie wiem, jaki scenariusz należałoby wymyślić, aby nikt nie czuł się skrzywdzony. Możemy tylko żałować tego, że zabrakło nam kilku dni, aby dokończyć rundę zasadniczą. Wtedy decyzje PLS-u byłyby bardziej poparte, jednak szanujemy też tą, która została podjęta w minionym tygodniu.

– “Cele sportowe udało się zrealizować w 100%”, powiedział prezes Krzysztof Skubiszewski. Biorąc pod uwagę Twoje prywatne cele, możesz się z tym zgodzić?

– Do ligi przystępowaliśmy w roli beniaminka i nie jest nowością to, że jest to zwykle trudny los. Przed sezonem trzecie miejsce bralibyśmy w ciemno, choć oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jacy siatkarze do nas dołączyli i z czasem pokazaliśmy swoją siłę. Byliśmy ambitnym i walczącym zespołem, a każdy mecz graliśmy na 100% swoich możliwości. To nas nakręcało i myślę, że jako drużyna stać nas było na zajęcie jeszcze wyższego miejsca.

– Pięć z ośmiu porażek ponieśliście na wyjeździe. Atut gry przed własną publicznością chyba Wam sprzyjał. 

– Każdy zespół, który gra u siebie, czuje się wyjątkowo dobrze. Z nami też tak było. Sporą część kibiców zaraziliśmy w ogóle siatkówką, bo niekiedy kibicował nam komplet publiczności. To było dla nas bardzo ważne, ponieważ wiedzieliśmy, że mamy za sobą trybuny. To też dzięki kibicom potrafiliśmy pokonać na przykład ekipę Stali Nysa, która do meczu z nami była niepokonana. Dla nich naprawdę warto było zostawić całe serce na boisku.

– Myślę, że na przestrzeni całego sezonu w zespole LUK Politechnika Lublin wypromowało się kilku zawodników, o czym świadczą statystki. Podejmiesz się wyboru indywidualności?

– Patrząc na statystyki od razu nasuwa się wniosek w postaci tego, że w naszej drużynie było dwóch liderów. Mowa o Pawle Rusin i Damianie Wierzbickim, którzy zakończyli sezon, jako najlepiej punktujący siatkarze w całej lidze. Rankingów nie ukryjemy, ale uważam, że na pochwały zasługuje cała drużyna. Na rozegraniu bardzo dobrze uzupełniali się Kamil Durski z Bartoszem Zrajkowskim. Do momentu kontuzji wyśmienity sezon rozgrywał Rafał Cabaj. W jego miejsce pojawił się Sho Takahashi, który utrzymał poziom Rafała i to jest warte podkreślenia. Na środku panowała zdrowa rywalizacja między Romanem Oroniem, Radkiem Sterną i Kamilem Szaniawskim. Niezawodni byli też nasi zmiennicy. Jędrzej Goss i Szymon Pałka. Gdy tylko pojawiali się na parkiecie, to dawali dodatkowy bodziec do walki i nasza jakość gry rosła. Nie można zapomnieć o naszych młodych zawodnikach, czyli Bartku Gizie, który zrobił progres i Szymonie Selidze. Ten drugi został rzucony na głęboką wodę i nie przestraszył się tego, tylko trzymał równy, zadowalający poziom. Myślę, że każdy z nas może mieć powody do zadowolenia po tym sezonie.

Patrząc na całość zmagań, to gdybyś miał wskazać na MVP sezonu 2019/2020, to byłby to?

Wskażę na dwóch zawodników ze swojej drużyny. To Damian Wierzbicki i Paweł Rusin. Spośród wszystkich atakujących w lidze Damian był najbardziej groźnym przeciwnikiem dla rywali. To, że zajął 1. miejsce w rankingu najlepiej punktujących oraz atakujących siatkarzy w pełni odzwierciedla jego umiejętności. Z kolei Paweł w każdym spotkaniu trzymał równą formę i ta jego powtarzalność była na wagę złota.

W zespole z Lublina zostajesz na kolejny sezon, ale czy pojawiły się propozycje z innych klubów?

Z władzami klubu z Lublina doszedłem bardzo szybko do porozumienia i jeśli mam być szczery, to nawet nie myślałem o innych ofertach. Gdy tylko pojawiła się opcja kontynuowania współpracy, to wiedziałem, że tu zostanę. Czuję się związany z tym klubem, bo to będzie już mój piąty sezon, w którym poprowadzę LUK Politechnikę Lublin. Byłem i raczej pozostanę najmłodszym trenerem w lidze, więc wiem, że Zarząd obdarzył mnie dużym zaufaniem. Nie każdy raczej odważyłby się na taki ruch.

Co teraz dzieje się z zawodnikami?

Sezon został już zakończony, ale mamy jeszcze ważne kontrakty, więc pozostajemy w zawieszeniu. Każdy z nas chciałby wrócić na halę chociażby po to, aby przejść okres roztrenowania. Jest to ważne dla siatkarza, ale czy nam się to uda, to nie wiem. Musimy czekać na rozwój sytuacji w kraju.